czwartek, 2 czerwca 2016

THROUGH THE BARRICADES - PROLOG





Zimna spękana posadzka, szare ściany i poutykane w nich ogromne okna. Cztery drewniane stoły uginające się od półmisków z pysznymi daniami. Zapalone świece unoszące się w powietrzu a ponad nimi ogrom błękitnego nieba.

Po kilku latach od wojny Hogwart wydawał się taki sam jak wcześniej. Jak gdyby krwawa przeszłość nie odcisnęła na nim żadnego piętna. Solidne ściany stały prosto i mocno, a postacie z obrazów kłaniały się każdemu przyjaźnie. Tylko okna były jakby czystsze, stoły mniej porysowane, a ludzie smutniejsi, jakby wciąż głęboko w nich tkwiła zadra. Bolesne wspomnienia pełne śmierci, żalu i złości unosiły się nad nimi jak ciężkie powietrze tuż przed letnią burzą. Jedynym promykiem słońca przedzierającym się przez ciemne chmury reminiscencji była myśl, że to wszystko już minęło i teraz może być tylko lepiej. Jednak nie dla wszystkich.
Harry wciąż odczuwał brak osób, które poświęciły swoje życie dla niego. Brak Dumbledora, który zapewniał szkole najlepsze bezpieczeństwo, który stanowił dla Harry'ego pewnego rodzaju opokę i źródło ogromnej wiedzy. Brak Remusa, który był dla niego niczym wujek, a czasem nawet jak ojciec, zawsze służąc dobrą radą i... tabliczką czekolady. Brak Snape'a, który mimo swojej podłej osobowości troszczył się o jego rodzinę i matkę, który cierpiał tak jak on każdego dnia z powodu jej śmierci. Brak Syriusza i rodziców, z których śmiercią już dawno powinien się pogodzić. Jednak po tak wielu stratach uczucie samotności zakotwiczyło się w jego duszy na dobre, nie opuszczając nawet na moment.
- Dlaczego nie jesz? - Z zamyślenia wyrwał go zatroskany głos Hermiony. 
Harry spojrzał na przyjaciółkę i Rona siedzącego obok niej. Nawet ten rudzielec wydawał się być zatroskany jego stanem. No tak, czasami zapominał, że ma jeszcze ich. Pogrążając się w rozpaczy po utraconych bliskich czasem trudno pamiętać o tych, którym jeszcze na nim zależy. O tych żyjących. Westchnął cicho i wbił spojrzenie w filiżankę pełną, już zimnej, herbaty.
- Chyba nie jestem głodny - odparł w końcu, uśmiechając się nikle. - Ale nie martw się - dodał szybko już nieco żwawiej. - Po prostu źle spałem - wyjaśnił krótko, dotykając dłoni przyjaciółki.
Hermiona uśmiechnęła się z ulgą, kiedy poczuła, że ręka Harry'ego jest ciepła.
- Patrzcie. - Ron spojrzał porozumiewawczo na bruneta, strzelając oczami w stronę wejścia do Wielkiej Sali, jednocześnie szturchając Hermionę łokciem. Oboje zerknęli na niego ze zdziwieniem, jednak w końcu, ociągając się nieco, spojrzeli we wskazywanym kierunku.
W stronę stołu Slytherinu powoli, jakby lekko utykając, podążał Draco Malfoy. Tuż za nim, niemal depcząc mu po piętach, szli Zabini i Parkinson.
- Malfoy - mruknął Harry, marszcząc brwi. - Nie wiedziałem, że wrócił do szkoły - oznajmił z niemałym zdziwieniem.
- Ja też nie - odpowiedziała Hermiona, śledząc wzrokiem szczupłą postać byłego śmierciożercy. - Nie wiem czy się tym interesowaliście ale Lucjusz został skazany na śmierć przez pocałunek dementora. Draco i jego matka zostali uniewinnieni dzięki zeznaniom jakiegoś mężczyzny, którego nazwisko nie zostało ujawnione. A Malfoy Manor podobno ma zostać sprzedane - szatynka zdała przyjaciołom krótką relację z tego co wyczytała w "Żonglerze", obecnie najrzetelniejszej gazecie w całej magicznej Anglii. Harry zerknął na Hermionę niepewnie, jednak zanim zdążył otworzyć usta uprzedził go Ron.
- Uniewinniony?! Przecież to cholerny śmierciojad! Co z tym światem jest nie tak, że Malfoy tak po prostu może sobie łazić po ulicach? - Oburzonej wypowiedzi Rona towarzyszyła energiczna gestykulacja.
- Ron! - Nie mniej obruszona Hermiona trzepnęła Weasley'a w ramię. - Dobrze wiesz, że Draco został śmierciożercą z przymusu. Gdyby nie Lucjusz i jego ślepa miłość do czystości krwi nie musiałby chronić własnej rodziny poprzez spełnianie zachcianek Voldemorta!
- Nadal mu nie ufam - zadeklarował Ron. - Dumbledore przecież chciał mu pomóc, mógł z tego skorzystać. I od kiedy Malfoy to Draco, co? - Dodał trochę ciszej, zauważając, że Parkinson podejrzanie zerka w ich stronę.
- Ronaldzie - upomniała go. - Co mógł zrobić dla niego Dumbledore? Przecież Snape i tak... zabiłby go. Takie było życzenie... sam wiesz kogo - wyjaśniła szeptem, a jej głos drżał niepewnie. - A jego imię to Draco, z tego co wiem, od zawsze. Nie bądź taki. Kłócicie się tylko przez swoje nazwiska - dodała pewniej, wydymając zabawnie usta.
- Może, ale on tak samo nienawidzi mnie przez nazwisko. No więc co? Mam czekać aż przestanie? - Warknął Ron, wbijając w Harry'ego wyczekujące spojrzenie.
- Stary, Miona ma rację - powiedział Potter spokojnie. - Gdyby nie to, że obraził cię na pierwszym roku to może bym się z nim zaprzyjaźnił. Jest dupkiem ale... do zniesienia. A nienawidzenie kogoś tylko dlatego, że jest Malfoy'em jest trochę bez sensu, nie sądzisz?
Hermiona posłała Harry'emu dumne spojrzenie i uśmiechnęła się szeroko na widok naburmuszonego Rona.
- Sorry - mruknął jeszcze cicho brunet, ale Weasley jedynie wzruszył ramionami i zabrał się za swoją dokładkę, ignorując chichoczącą Hermionę.
- Jak dzieci - westchnęła dziewczyna, kręcąc głową.
Harry uśmiechnął się jeszcze w rozbawieniu a po chwili spojrzał przez ramię na opustoszały stół Ślizgonów. Draco zajmując swoje standardowe miejsce, dłubał widelcem w jajecznicy, opierając brodę na ręce. Ignorował zupełnie trajkoczącą coś Parkinson, wzdychając delikatnie co chwila.

1 komentarz:

  1. Witam,
    przyznam się szczerze, że do niedawna nie czytałam opowiadań o Harrym Potterze i cóż jeszcze muszę wiele się dowiedzieć co, kto i jak.... ale powiem zaciekawiło mnie i to bardzo, Harry powraca do Hogwartu na dokończenie tego ostatniego roku, i cóż cały czas myśli o tych wszystkich co zginęli w walce..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń