czwartek, 2 czerwca 2016

MAFIA O MACHIBUSE - I - UCHIHA





Wzrok Minato powędrował od marmurowych stopni, przez fontannę przed eleganckim nowoczesnym wejściem, po kamienną grafitową ścianę, na której wdzięcznie wisiało ogromne godło rodziny Uchiha. Westchnął cicho, samemu nie do końca wiedząc czy słusznie postąpił, przychodząc tutaj.

Ród Uchiha znany był Japończykom od wieków. O jego najznakomitszych członkach dzieci uczyły się w szkołach. Nawet on sam! Chociażby o najświetniejszym samuraju - Madarze, jednym z cesarzy wywodzącym się z rodu Uchiha. Każdy Japończyk wiedział o, przynajmniej kilku rzeczach, które zrobili dla kraju. Słyszało się o tym na okrągło. W szkole podstawowej, średniej, na studiach, bez względu na to jaki kierunek się wybrało. Uchiha byli wszędzie. Poczynając od cesarzy i samurajów, a na projektantach mody czy kompozytorach kończąc.
Najodpowiedniejszymi, współczesnymi  przedstawicielami tego rodu byli chociażby Orochimaru – właściciel wytwórni filmowej o sławie międzynarodowej. Mikoto – znana projektantka mody. Czy właśnie Fugaku – światowej sławy właściciel wydawnictwa mang każdego rodzaju, promotor nieznanych talentów i wspomożyciel wypalonych już autorów. Człowiek, który z każdego potrafi zrobić artystę.
Minato sapnął cicho, dochodząc do wniosku, iż najwyraźniej Uchiha swoją wielkość mają po prostu w genach. Wystarczy tylko czekać na kolejne pokolenie idealnych, pięknych, sławnych i utalentowanych.
- Idziemy, Namikaze - mruknął sam do siebie, biorąc się w garść. Pociągnął klamkę szklanych drzwi, rzucając jeszcze zmartwione spojrzenie okazałej fontannie.
Wzdrygnął się kiedy drzwi zamknęły się za nim z cichym stuknięciem. Skierował przerażone spojrzenie w stronę w stronę recepcji, gdzie młoda kobieta uśmiechała się do niego miło. Przełknął głośno ślinę, poprawił krawat i nieco niepewnym krokiem podszedł do marmurowego kontuaru.
- Dzień doby, jestem umówiony na spotkanie z Panem Uchiha. - Gula rosnąca w gardle utrudniała blondynowi mówienie.
- Pan Fugaku czeka na pana w swoim gabinecie. - Kobieta wciąż uśmiechała się wesoło, niezważając na bladość mężczyzny stojącego przed nią. - Piętro trzecie, pokój numer sześćdziesiąt.
Mianto przytaknął z wyrazem wdzięczności na twarzy, po czym wbiegł na schody, nie zauważając windy po przeciwnej stronie holu.
Zdyszany stanął przed drzwiami z ciemnego drewna. Przeczesał palcami rozwichrzone włosy, zmierzył podejrzliwym spojrzeniem złoty numerek i zastukał delikatnie. Po krótkiej chwili usłyszał przytłumione zaproszenie. Ostrożnie otworzył drzwi, zerkając do środka. Tuż przed nim roztaczał się panoramiczny widok na Tokio, który zapewniała idealnie czysta ogromna szyba. Zamknął za sobą drzwi, zauważając, że w gabinecie nikogo nie ma. Kiwając się na stopach rozejrzał się po pomieszczeniu. Czarna podłoga i sufit, odbijając wszystko co znajdowało się w biurze, powiększało je optycznie, a śnieżnobiałe ściany sprawiały iż gabinet wydawał się sterylny. Po lewej znajdowało się białe biurko z drogim laptopem i idealnie ułożoną stertą papierów. Po prawej czarna, skórzana kanapa i szklany stolik, na którym wdzięczyła się złota figurka buddy. Obok sofy znajdował się niewielki doniczkowy krzaczek o kulistym kształcie i białych kwiatach. Nawet mały płatek owej rośliny, leżący na podłodze, sprawiał wrażenie jakby położono go tam specjalnie. Całe pomieszczenie było dla Minato zbyt czyste, zbyt perfekcyjne.
- Dzień dobry. - Na dźwięk głębokiego głosu niebieskie tęczówki Minato spoczęły na osobie wysokiego, szczupłego bruneta odzianego w wysokiej jakości idealnie dopasowany garnitur.
- Dzień dobry - odparł Namikaze po krótkiej chwili obserwacji. Uchiha musiał wyjść z drzwi znajdujących się obok biurka, a które on zauważył dopiero teraz. Za nimi najwyraźniej znajdowała się łazienka.
- Proszę usiąść. - Fugaku wskazał kanapę, samemu opierając dłonie o blat biurka. - Kawy? - Zaproponował na co Minato mimowolnie skinął głową. Trochę zbyt natarczywie wpatrywał się dyrektora, wiedział o tym. Brunet skinął głową i nacisnął biały guziczek, wystający blatu. Nachylił się delikatnie, oznajmując surowym tonem - dwie kawy za pięć minut temu.
- Tak jest - odpowiedział mu przerażony głos z niewidocznego głośniczka. Fugaku uśmiechnął się z chłodnym zadowoleniem, sięgnął po niewielki plik dokumentów i usiadł obok Minato.
- Jak już pisałem w liście jesteśmy zainteresowani pana mangami. Kreska jest świetna, fabuły z reguły bardzo ciekawe, a bohaterowie często nieprzeciętni. Dlatego też proponuję podpisanie umowy z panem na dwa lata. Myślę, że wydamy nie jedno pana dzieło - oznajmił przyjaźnie lecz profesjonalnie.
Serce w piersi Minato zatrzepotało w zawrotnym tempie. Uchiha posłał blondynowi protekcjonalne spojrzenie, jednak wciąż z zaskakująco miłym wyrazem twarzy.
- Milczenie i ten drobny rumieniec rozumiem, że mogę uznać za tak? - Zapytał na co Namikaze spłonił się zupełnie. Przytaknął szybko głową, spuszczając wzrok na dokumenty. - W takim razie proszę. - Fugaku podał mu papiery, wskazując szczupłym palcem na wykropkowane miejsce.
Blondyn niepewnie przesunął wzrokiem po długim tekście umowy. Obecność dyrektora sprawiała, że krępował się wczytać w treść. Zerknął krótko na Uchihę i w duchu wierząc, że w umowie nie uświadczy żadnych kruczków złożył w odpowiednim miejscu zamaszysty podpis.
- Dziękuję. - Fugaku włożył papiery do białej teczki i rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę.
Jak na zawołanie po gabinecie rozniosło się ciche pukanie a po chwili drzwi uchyliły się, ukazując przejętą dziewczynę z tacą w rękach.
- Wchodź – mruknął, a delikatny uśmiech na jego twarzy został zastąpiony zimnym spojrzeniem. - Piętnaście minut spóźnienia - oznajmił, spoglądając na drogi zegarek na nadgarstku. Minato posłał dziewczynie współczujące spojrzenie. Był tu może od nie całych dziesięciu minut, więc najwyraźniej Uchiha nie żartował z tym „za pięć minut temu”.
- Przepraszam – szepnęła szatynka, drżącymi dłońmi stawiając filiżanki na szklanym stoliku. Kiedy spojrzała na dyrektora ten wbijał w nią wyczekujące spojrzenie. – Wypłata mniejsza o piętnaście procent – dodała, łamiącym się głosem.
Jej oczy przepełniły się łzami, które usilnie próbowała powstrzymać, zagryzając mocno dolną wargę. Fugaku uśmiechnął się z zadowoleniem, sięgając po swoją kawę.
- Możesz odejść – powiedział, a szatynka skinęła głową i tuląc tacę do piersi jak najszybciej wyszła z gabinetu. Minato, z szokiem wypisanym na twarzy, spojrzał na swoją kawę.
- Teraz, jeśli mogę, chciałbym przejść do nieco bardziej prywatnego zagadnienia. – Na twarz Uchihy powrócił delikatny uśmiech. Namikaze gwałtownie zwrócił na niego pytające spojrzenie, tracąc zainteresowanie kawą.
- Jak się już pan zapewne domyślił wymagam od pana przeprowadzenia się do Tokio. To ułatwi nam współpracę z panem – zaczął biznesowym tonem, splatając razem palce swoich dłoni.
Blondyn przytaknął ruchem głowy, wymrukując ciche "mhm".
 - W związku z tym mam nadzieję, że jeszcze nie posiada pan tutaj mieszkania – dodał Fugaku, wywołując u swojego rozmówcy jeszcze większe zdziwienie.
- Przepraszam ale chyba nie rozumiem – przyznał Minato, a w jego głowie zrodziło się podejrzenie iż jego pracodawca jest odrobinę niezrównoważony. Uśmiech Uchihy poszerzył się.
- Chciałem złożyć panu jeszcze jedną ofertę – wyjaśnił, niestety nie zbyt jasno. Namikaze zmarszczył brwi, wciąż nie rozumiejąc do czego brunet dąży.
- Chcę zaproponować panu mieszkanie – wyjawił w końcu dyrektor, ale zdziwienie Minato nie ustąpiło. Wręcz przeciwnie, urosło do międzygalaktycznych rozmiarów. Bądź co bądź nie spodziewał się takiego ruchu po kimś tak niedostępnym jak Uchiha.
- Tak? – Wykrztusił w końcu blondyn, sięgając po cukierniczkę.
- Otóż właściciel domu, który znajduje się tuż obok mojego wyprowadził się i budynek jest na sprzedaż. Moim zdaniem jego cena jest bardzo korzystna, a nam łatwiej będzie się porozumieć. Tym bardziej, że jak mniemam nie zna pan Tokio zbyt dobrze – odparł Fugaku i upił łyk kawy. Minato posłał mu nieco zakłopotane spojrzenie. Uchiha miał rację. Namikaze prawie całe życie spędził w Kioto, przez co w Tokio czuł się zagubiony i przytłoczony. – Z tego co wiem ma pan syna, tak więc pomyślałem, że to byłoby dla niego znakomite miejsce zamieszkania. Blisko jest bardzo dobra szkoła, centra handlowe, a także dzielnica rozrywki. W dodatku sam mam dwóch synów, więc może to pomogłoby mu się jakoś zaaklimatyzować w nowym miejscu.
Minato dolał mleka do swojej kawy, rozważając propozycję. Uchiha albo wiedział jak go podejść albo po prostu miał szczęście. W każdym razie dla Minato przede wszystkim liczyło się szczęście Naruto.
- Mógłbym zobaczyć ten dom? – Zapytał, uznając iż natychmiastowe pytanie o jego cenę nie jest najlepszym wyjściem. W ten sposób jedynie przyznałby się do tego iż jego kondycja finansowa nie jest najlepsza.
- Oczywiście – odpowiedział Fugaku, wyjmując z kieszeni srebrny kluczyk. – Mam klucz i za dokładnie – zerknął na swój zegarek – cztery minuty kończę pracę, tak więc jeśli pan chce możemy jechać tam już teraz. – Namikaze upił łyk swojej, nieco przesłodzonej, kawy po czym wydął wargi, zastanawiając się nad decyzją.
- Myślę, że to dobry pomysł – odparł w końcu, uśmiechając się nieśmiało ale z wdzięcznością. Odnosił wrażenie, że Uchiha Fugaku to wbrew pozorom bardzo dobry człowiek.

***

Uchiha otworzył dębowe drzwi na oścież, ukazując Minato spory, skąpany w słonecznych promieniach przedsionek.
- Dom jest już umeblowany – poinformował Fugaku, ruszając w głąb pomieszczenia zaraz za zachwyconym blondynem. Wychodząc z przedsionka znajdowało się w dużym pomieszczeniu o parkiecie wykonanym z jasnego drewna i ścianach w kolorze kawy z mlekiem. Po lewej znajdowała się część salonowa natomiast po prawej kuchenno-jadalna. Na wprost, przykuwając spojrzenie, znajdowały się masywne drewniane schody a za nimi chowały się szklane drzwi, prowadzące na zadaszony taras.
- Ładnie – stwierdził krótko Minato, a na jego twarz wpłynął smutny uśmiech. Kushina zapewne zbeształaby go za tak bezpłciową opinię. Ale co mógł jeszcze powiedzieć? Dom zapewne byłby piękniejszy gdyby była w nim ona. Jego czerwono włosa bestia, życiowa miłość. Kiedy wszedł na schody, poczuł jak po jego policzku spływa łza. Szybko starł ją grzbietem dłoni po czym, przywołując na twarz szeroki uśmiech, wspiął się na piętro.

***

Sapnął ciężko kiedy po domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Przewrócił oczami, na krótko wracając spojrzeniem do dokumentów spoczywających mu na kolanach, po czym przetarł dłonią zmęczoną twarz i wstał z kanapy. Leniwie zawiązał szlafrok, schodząc na dół. Gwałtownie szarpnął drzwiami, otwierając je przed gościem. Pożałował tego w ułamku sekundy, kiedy trupio-bladą kościstą twarz przybysza rozjaśnił zjadliwy uśmieszek.
- Czego chcesz, Orochimaru? - Zapytał Fugaku ze znudzoną miną. Starał się ignorować jadowicie zielone tęczówki lustrujące go uważnie. Nie był w stanie przyzwyczaić się do tych gadzich oczu.
- Tak witasz kuzyna? - Gość zacmokał z dezaprobatą, a na jego twarz wpłynął nieszczery wyraz smutku.
- Witaj kuzynie - prychnął Fugaku. - Czego chcesz? - Ponowił pytanie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Przyszedłem odwiedzić mojego ukochanego chrześniaka - wyjaśnił i nie przejmując się manierami wszedł do domu, rzucając kuzynowi niewinne spojrzenie.
- Zapraszam! - Syknął gospodarz, zatrzaskując drzwi i nie interesując się już impertynenckim krewnym ruszył z powrotem do swojego gabinetu.
Orochimaru rozejrzał się po przedsionku, rozpinając swój ciemny śliwkowy płaszcz.
- Wujku? - Na szczycie schodów pojawił się szeroko uśmiechnięty długowłosy brunet.
- Dobry wieczór, Itachi. - Grymas na twarzy Orochimaru nabrał szczerości, kiedy spojrzał na swojego chrzestnego syna. Oparł o ścianę swoją cieniutką laseczkę wykonaną z drzewa hebanowego o białej rączce uformowanej w kształt  wężowego łba i ruszył w stronę Itachi'ego. - Jak Ci się wiedzie?
- Bardzo dobrze - odparł chrześniak, przytulając krótko wuja. - Ty do Sasuke, tak? - Zapytał, ściągając brwi.
- Głównie do Ciebie, stęskniłem się. - Oczy Orochimaru zmrużyły się w rozbawieniu, kiedy usłyszał jak jedne z drzwi na piętrze otwierają się z cichym skrzypieniem. - Choć Kurohō też wypada mi odwiedzić.
- Nie nazywaj go tak w domu. - Itachi upomniał wuja, uśmiechając się na widok swojego brata.
- Dobry wieczór, Sasuke - Orochimaru przywitał się z najmłodszym Uchiha, który powoli kroczył w ich stronę. - Jak twoje zadanie? - Zapytał, po czym z jego ust o mało nie wyrwał się śmiech, kiedy Sasuke obdarzył go oburzonym spojrzeniem.
- Nie męcz go wujku, niedawno wrócił z misji. - Itachi poinformował półszeptem i posłał bratu pogodny uśmiech. W odpowiedzi otrzymał jednak jedynie zobojętniałe spojrzenie.
- Shika potrzebował mojej pomocy w Fukantai* - dopowiedział Sasuke zmęczonym zachrypniętym głosem.
- Ach tak - mruknął w zamyśleniu Orochimaru. - W takim razie kiedy przystąpisz do działania? - Zapytał na co młodszy z braci prychnął pogardliwie.
- Kiedy przyjedzie na to czas - burknął w odpowiedzi, przewracając oczami. Zerknął szybko na Itachi'ego, po czym odwrócił się plecami i spokojnym krokiem wspiął się na piętro. Orochimaru patrzył za nim z konsternacją.
- Napijesz się kawy? - Zaproponował beztrosko Itachi. Sasuke doskonale wiedział jak zagęścić atmosferę.
- Chętnie. - Wuj odparł równie beztrosko i podążył za chrześniakiem do kuchni.

***

*Fukantai - martwa strefa

2 komentarze:

  1. Witam,
    Uchiha mają monopol na wszystko ;] odnoszę wrażenie, że Fukaku nic nie wie o działalności Orochimaru...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co widzę, dawno nie aktualizowałaś i nie wiem, czy w ogóle tu zaglądasz autorko, lecz tak czy siak chciałam napisać, że się bardzo przyjemnie czyta. Strasznie mnie ciekawi co z tego wyniknie i jak będzie wyglądał wątek z SasuNaru. Życzę weny i czasu oraz abyś powróciła, bo jak widzę ff ma wysoki poziom i żal, aby się zmarnował :/

    OdpowiedzUsuń